![]() |
||||||||||||||||||||||||||||||
Czwartek, 27 marca 2025 - 86 dzień roku | ||||||||||||||||||||||||||||||
|
DROGA KRZYŻOWA......
DROGA KRZYŻOWA - Teksty Ernest Bryll DROGA KRZYŻOWA - obrazy Jerzy Duda Gracz Stacja I: Jezus na Śmierć skazany ![]() Wstajemy, ciężko brodzimy w cieniu Każdy Judasza ma na ramieniu Judasz nas dziobem uderza w szyję I milczkiem sprawdza jak serce bije I ostrzy pióra, i łyka ślinę I pleśń wyczuwa, sen i padlinę Pomóż nam Boże, bo upadamy Gdy nas zaciska swymi skrzydłami Rośnie, tłuścieje sobie na chwałę Chce byśmy byli z nim jednym ciałem Stacja II: Jezus bierze Krzyż ![]() Ten człowiek szedł tak ciężko i z taką pokorą Jak Bóg, co nie mógł grzbietu rozprostować Bo niósł belkę ciosaną żołnierskim toporem I zaczynała się Droga Krzyżowa Ten człowiek szedł tak cicho – jakby nie oddychał Słyszał jak w radio radośnie szeptano: Że się nauczył myśleć a więc już nie słychać Co myśli. A jak myśleć? – Właśnie nauczano Dziennikarze go w zęby bili mikrofonem I pytali:- Człowieku, czyś zadowolony? I wdzięcznie się o krzyża belkę opierali I gadali: - Choć trudno, lecz idziemy dalej… Ten człowiek szedł tak ciężko i z taką pokorą Aż reporterów wzięło lekkie obrzydzenie: Bo skąd się takie gęby zapocone biorą Skąd grzbiety nadpęknięte, głupawe spojrzenie? Cóż, tępe życie. W stajni się narodził Z osłem i wołem gadał. Co dzień jak co dzień Na grzbiet mu ciężar zwalisz, niesie, nawet nie wie Jaka się kryje siła w tym krzyżowym drzewie Zapomniał na pewno o czym dawno gadał I nie przypomni, co przyjaźń, co zdrada Zapomniał jak go bito i jak go sądzono Niech teraz swoje niesie gdzie mu pozwolono Ten człowiek szedł tak ciężko i z taką pokorą Jak my. Przez miasto zmięte w pomiętym ubraniu I nikt nie wierzył, że nadejdzie pora Kiedy podźwignie kamień Zmartwychwstania Bo ledwo szedł. Nie myślał. Takie były ciężkie Belki…Krzyża…codzienne Stacja III: Jezus po raz pierwszy upada ![]() Niósł belkę. Upadł. Dyszy przed nami A my spłoszeni, nieprzygotowani Udajemy – nic nie widzimy Jest niedziela. My, pięknie ubrani Do kościołów bardzo się śpieszymy Gdzie czcigodne śpiewając pieśni Razem z Bogiem bezpiecznie jesteśmy Bóg nasz tam jest. Więc mówiąc szczerze Na ulicy Nie może leżeć Stacja IV: Jezus spotyka Maryję ![]() Od wesela biedaków w galilejskiej Kanie Nie było o Niej słowa W Ewangelijach Bo niepotrzebna tam była Maryja Gdzie było cudów wielkie świętowanie Nie słychać było o Niej w Palmowej Niedzieli Gdy każdy w mieście chciał być uczniem Twoim Gdy każdy wołał, że już się nie boi Bo zna Mesjasza i wyzwolicieli Nie było Jej, - gdzie ciemność, wieczerza zdradziecka Nie będzie Jej, gdy Judasz śliną was obliże Ale tak będzie stać pod naszym krzyżem Jak stała pod męką Boga – swego dziecka Gdy nas odejdą wszyscy, Ona pozostanie Tak jak była przy każdym gdyśmy się rodzili Ona wyprosi dla nas – byśmy wino pili Nie ciemną wodę śmierci Ale Zmartwychwstanie Stacja V: Przypowieść o Cyrenejczyku ![]() Ani był przez Boga wybrany Ani był przez Piłata skazany Tylko stał przy krzyżowej drodze Wystraszony i ciekawy przechodzień I wybrali go żołnierze z tłumu I zaczęli uczyć rozumu Żeby wiedział co to jest padanie Umieranie przed ukrzyżowaniem Jak on bał się? – Tak my się boimy Jak on pocił się? – Jak my krwawimy Płynąc nocą w pościeli wilgotnej Ślepiąc w sufit jak w niebo samotnie Jak on doszedł? – Tak jak my dojdziemy Jeszcze bladzi, zdyszani, niemi W puste miasto spod krzyża puszczeni Co jest drzewo, ból i gwóźdź nauczeni I będziemy się bać całym ciałem Jak on bał się – Żydowina zwykły Do pomocy Bogu nienawykły Który wiedzie tylko – Że się stało Że wyrwano go w gorzki piątek I twarz Bogu musiał pokazać I nie może już swej twarzy zamazać I udawać, że stoi z łzą w oku W miękkiej mgle tych, co patrzą się z boku. Stacja VI: Ulica Św. Weroniki ![]() Ludzie na święto okna czyszczą Z ciemności szyby obmywają Na chwilę niebo rozjaśniając By, choć raz promień święty błysnął Potem czekają. Sadzą prószy Na okna białe, zimne, puste W kuchni się ciemna szmata suszy Jak Weroniki zmięta chusta Stacja VII: Jezus po raz drugi upada ![]() Wziął, upadł na ulicy a więc się nie liczy Bo tylko z nas układa się piękny rachunek Tylko nam jest dodane. I tylko my sumę Umiemy zdawać przed boskim obliczem Nie ma litości najmniejszego włoska Pan nasz z główką malutką, jak plemnik liczenia A więc się nie oglądaj. Cóż, że Jezus został Możesz zapłakać za nim. Ale oczu nie masz Kto głupio się obejrzy może się obudzić Z głową na zawsze w przeszłość przekręconą Tak właśnie człapie wielu dobrych ludzi Ubogą stroną Stacja VIII: Jezus pociesza płaczące kobiety ![]() Bóg płakał patrząc na nie. A one widziały Jako potwarzy Boga łzy i krew spływały Niby cieniutkie rzeki. A każda zmywała Czarne poletko pobitego ciała Widziały skórę suchą, dobrze przeoraną Otworzoną do słońca każdą słoną raną Zakryły twarze by nie patrzeć więcej Nad czym płakały Nad tym – co jest? Czy co będzie? Stacja IX: Jezus po raz trzeci upada ![]() Co u nas? Jak to u nas. Lepiej być nie może Bóg upadł. Lecz w ogóle u nas nie najgorzej Żyjemy świetnie bo jeszcze żyjemy I nie zginęło nam nic oprócz kraju Trochę go ludzie po nocach szukają Bóg upadł. Lecz w ogóle zwyczajnie się dzieje Jakeśmy tu zwyczajni, że się zawsze działo Każdy dowcip pędzi i do gardła leje Jak ci opowiem strasznie się uśmiejesz To co się działo gdzieś się zapodziało Dzień zwyczajny. Bóg upadł. Więc nic się nie stało Stacja X: Jezus do naga odarty ![]() Bóg od tego cierpienia Niepodobny do bożego stworzenia Plecy jak połamane Rana zakrywa ranę Twarz nieboska – jak sina ziemia Trzeba Go odziać na obrazach naszych W srebrne sukienki Bo straszy W pieśni o Bożej męce Ale tylko rzewne i miękkie - Rany Boskie. Zakryjcie to Ciało Żeby tak po ludzku nie śmierdziało Stacja XI: Jezus do Krzyża przybity – Modlitwa Miejska ![]() Ach, Chryste z niebios wychylony Co podtrzymujesz nasze domy I nasze życie także krzywe Bolą Cię krzyże Taki ugięty od wiecznego Do śmiertelnego? Nawet Bóg Ledwo wytrzyma. Gdyby mógł Odgiąłby się krzyża swego Ale nie może. Bo ma dłonie Przybite tam gdzie my żyjemy I chce od złego nas zasłonić A my nie wiemy…Czy też chcemy? A rany Boskie Kto je widzi? Dla naszych oczu to nie rana Tylko asfaltu łza wylana W pęknięciu co przez miasto idzie Stacja XII: Jezus na Krzyżu umiera ![]() My, mali ludzie cośmy do ostatka Stojąc u krzyża na cuda czekali Cośmy uciekli, głowy pochowali I każdy sobie gębę ręką zatkał Już nie będziemy o cudach gadali My, mali ludzie cośmy do ostatka… My, mali ludzie w strachu czekający Że przyjdą także po nas i na krzyż przybiją Uciekaliśmy od kobiet płaczących Zapomnieliśmy Jana wraz z Maryją Bo się nam powróz zacisnął pod szyją My, mali ludzie w strachu czekający My, mali ludzie cośmy uwierzyli Że Ty przemienisz biedę w chleb i wino Zobaczyliśmy Twoje ciało sine Zamiast zwycięstwa octu się napili My mali ludzie cośmy uwierzyli Jak ciemno, mroźno jest przy Twoim grobie A dla nas domy jak groby stawiają Ty leżysz martwy kiedy nas ścigają I gdzie Twe wino i chleb nie odpowiesz Kiedy uczniowie właśnie Cię zdradzają Jak ciemno, głucho jest przy Twoim grobie Ach, każdy się przemieniał innych dotykając I zasiedliśmy jak dzieci spłoszone Do spóźnionej wieczerzy w betonowych domach Bo On był Czekał w każdym – kiedy to poznamy Że jest w twarzach przyjaciół, z którymi czekamy Stacja XIII: Jezus z Krzyża zdjęty ![]() Narody małe – kiedy krzyżowane Są jako Chrystus czyste. Gdy się urwą z krzyża Muszą ozdrowieć szybko, zamknąć każdą ranę Więc jako pies wytrwale krew językiem liżą I pozostają czasem w tym półpsim ukłonie Już z dobrowoli czujnie uśmiechnięci Do tych co mogą kopnąć… Dawniej jako święci Dzisiaj już tylko…Jezu czuwaj nad mym krajem Bo czasem nie wiem: - czyśmy wielkim bólem zgięci Czyli też z przypodchlibstwa?.. Jak wierni lokaje Stacja XIV: Jezus do grobu złożony Ballada o Wielkiej Sobocie ![]() Wczoraj był w moim życiu znowu gorzki piątek Sucho i Czarno. Nagle Go spotkałem I jak to bywa zawsze – nie poznałem Choć miał na dłoniach krwawych blizn zaczątek Ani Mu było potrzebne gadanie Gdzie się świniłem, śliniłem, dławiłem - Obudź się – szepnął. Nagle się zbudziłem. - Jeśli chcesz Bryllu, jutro będzie Zmartwychwstanie Stacja XV: Jezus Zmartwychwstaje ![]() Bóg odrzucił ten kamień jakby nic nie ważył I wstał tak lekko z grobu, że na twarzach straży Nie było widać lęku i zdumienia Może nie zobaczyli nawet, że się świat odmienia Bóg odrzucił ten kamień jakby nic nie ważył Bóg zmartwychwstał, odwalił groby naszych domów Gdzie tak już dobrze we śnie dusznym było I nie przepuścił tej nocy nikomu Spod ciepłych pierzyn wywlekał nas siłą Bóg zmartwychwstał, odwalił groby naszych domów Byśmy stanęli. Na światło spojrzeli Byśmy wołaniem wielkim odetchnęli Bóg odrzucił ten kamień Stacja XVI: Jezus ukazuje się Apostołom ![]() A to ja Panie Boże – ja z paluchem brudnym Którym Ci znowu w ranie będę grzebał długo A to ja Panie Boże – Baranek obłudny Co się uśmiechnie tylko gdy krew pójdzie strugą I patrząc w Twoje oczy osłupiałe Zapyta: - Boli, Boga?...przepraszam, nie chciałem - - - - - Dotknął nas. I pozwolił rany swej dotykać A potem poszedł. Kto wie czy się zjawi Jedni wiernie czekają nie chcą drzwi przymykać Drudzy je zatrzasnęli… Czy Mu rana krwawi? Czy już zarosła blizną zapomnienia? Bo kto z nas godny był tego cierpienia Na razie na tych, którzy zapomnieli I na tych, którzy u drzwi wciąż czuwają Spłynęła cisza. Czasem nam się zdaje Że słychać Jego kroki. Daleko, niepewnie Że czeka na nas. Chodzi zatroskany I prosi! – Przyjdźcie. Dotknijcie tej rany Jeżeli nie uwierzycie znów was krwią upewnię. Stacja XVII: Jezus ukazuje się w Galilei ![]() Gdy dwóch z was zbierze się w imię moje Ja będę z wami… Ale Go nie było Choć czekaliśmy z wielkim niepokojem Żeby się szeptem słowo zaświeciło Żeby ruch ręki, chleba przełamanie Ale nie przyszedł na nasze spotkanie Więc trzeba iść do siebie gdzie zwykle siedzimy Gdzie ciemno i bezpiecznie w tej ciemności znanej? Bo w niej nie musi być wszystko widziane I już niczego się nie przestraszymy Więc trzeba iść do siebie? Znowu patrzeć w ścianę Gdzie nie ma ani szpary tylko beton lity Przed świtem Trzeba już iść do siebie. A więc się żegnamy I każdy nagle poczuł jakby dotknął rany Drugiego, i jak gdyby Przyjaciel Nieznany Dotknął rąk naszych, co były spocone Brudne a teraz nagle oczyszczone Jak ten chleb, co już spleśniał a został wezwany By stał się chlebem, który mamy dzielić Jak woda co się nagle zaczęła weselić I nie cuchnęła więcej rdzą i chlorem A stała się tak miękka jako deszcz wieczorem Kiedyś tam. We śnie czy w dzieciństwie kraju. Stacja XVIII: Wniebowstąpienie - Do Częstochowy Do Częstochowy poszliśmy w butach szlacheckich Ale te pańskie buty nogi nam otarły I trzeba było dalej – jakbyś dzieckiem Był – dyrdać na bosaka… Tłumy na nas parły Więc skakaliśmy chromo po kamieniach Zanim poznały stopy co to ziemia I jak sypny piasek podźwiga w kurzawie Wstaje chorągwią aż do nieba prawie I jak wiatr każdy jego lot odmienia Do Częstochowy poszliśmy. I dotąd Jeszcze idziemy aż do bólu głowy Ściśnięci w tej pielgrzymce naszej narodowej Bieda do biedy i pot aż do potu Siła do siły a lęk z przerażeniem I może właśnie to jest uzdrowienie Że dotknęliśmy siebie. I pod Jej obrazem Każdy pozostał sobą a byliśmy razem Zrozumieliśmy ciemności zasłonę Spod której twarz zraniona ledwo nam jaśnieje I cud nie w tym tylko żeby mieć nadzieję W Bogu… Lecz Boga do siebie przekonać - - - - - 0 Comments
Posted on 07 Apr 2014 by jacek
Content Management Powered by CuteNews
|
|
||||||||||||||||||||||||||||