![]() |
||||||||||||||||||||||||||||||
Środa, 06 grudnia 2023 - 340 dzień roku | ||||||||||||||||||||||||||||||
|
A F O R Y Z M Y R E L I G I J N E Radość wierzącego w tym, Że żyje w przyjaźni z Bogiem, A Bóg z nim. Bóg jest wszędzie tam, Gdzie ze swą łaską Chrystus Pan! Bóg do tego się przyzna, Kto przed ludźmi GO wyzna. Miłosierdzia Bożego Doznasz, Jeśli za winy żałujesz, Szczerze je wyznasz. Żywot wiedzie mizerny Ale wierzy, Że Bóg Miłosierny. W swej życiowej gonitwie, Nie zapominaj o modlitwie. W chorobie lęk daje Nie śmierć, a umieranie Jeśli żyjąc, Dobro jak chleb rozdawałeś, To odchodząc w wieczność Nie będziesz żałował, Bo życie piękne miałeś. Bywało, że herezje powstawały, Kiedy w zdaniu wziętym z Pisma Świętego, Przecinki miejsca zmieniały. W Nowy Rok szaleli z radości, Że o rok bliżej wieczności. Gdy człowiek pojmuje, Że śmierć blisko, O Bogu przypomina sobie Wszystko. Cmentarne groby Pięknie wyglądają, Bo wdowy o groby Swych mężów dbają. Jedne z miłości ku nim Za lata razem przeżyte, Drugie z wdzięczności Ku Panu Bogu, Że znalazł na rozłąkę Wyjście znakomite. Miej się na baczności, Diabła wart post Gdy poszcząc Na drugich się złościsz. Cieszy się diabeł, Że dopiął swego. Sytego nie skusił, Skusił głodnego. Umarła babcia kochana. Okazała się roztropną. Mszę Świętą za siebie I pogrzeb opłaciła, Tak dobrze rodzinę znała. Zanim ciało pochowają Pokropią, okadzą Czasem pochwalą. Umarł dziadzio kochany, Wszyscy płakali Nie, że go już nie ma, Ale konta puste i nic nie dostali. Gdy się starzejemy, Pobożniejemy. Raz przy nim było tłumnie, Gdy leżał w trumnie. Godziwość czynu Serce ocenia. Gdy źle postępujesz, Doznaje przyspieszenia. Gdy brzydki postępek Ci się zdarzy, Zdradzi go Rumieniec na twarzy. Źle postępując, Człowiek tego nie ukryje, Bo wtedy serce mocniej bije. W swej ustawicznej życia gonitwie Nie zapominaj O codziennej modlitwie. Kto diabłu posłuch daje, Zmienia obyczaje. Pana Jezusa W Tabernakulum zamykamy, By nie widział Co wyrabiamy. Czasem grzech Prowadzi do dobrego, Ale nie grzesz Z powodu tego. Wprawdzie ksiądz W konfesjonale nastawia ucha, Ale twego wyznania Pan Bóg słucha. Gdy staniesz wobec przeciwności, Niech pewność sił ci doda, Że robisz to, co Bogu się podoba. Diabeł młodego kusi, że musi, A starego, by udawał młodego. Strzeż się szatana, To zły duch, kusiciel. Zawsze zgrywa Wytwornego pana. Strasznym w człowieku Szatańskie działanie, Przez opętanie. Diabeł z nieba za karę wyrzucony, Inteligencji nie został pozbawiony. Kto się z
diabłem wdaje, Duszę sprzedaje. To człowieka zawsze gubi, Że diabeł pięknie mówi. Gdy diabeł przestaje z tobą, Nie zalatuje smołą. Diabeł, gdy kusi ma nadzieję, Gdy skusi, w głos się śmieje. Diabeł, krąży, krąży, Powoli, drąży, drąży, Kto się mądrzy, Tego pogrąży. Zrozum tę prostą rzecz, Upadniesz na tę stronę, Na którą się gniesz. Sprawiedliwość Boża Na tym polega, Że Bóg daje w wieczności Człowiekowi to, Co sam za życia wybierał. Daj chleb, daj serce, Głód zaspokoisz, Ulżysz rozterce. Wszelkie dobro od Boga pochodzi, Choć nie zawsze Pośród wierzących się rodzi. Że czynisz dobrze, Musisz sam mieć przekonanie. Bo nie zawsze drugim Podobać się będzie Twe postępowanie. Wytężasz wzrok, By zrobić poprawny krok, Nastaw dobrze uszy, Posłuchaj tęsknot duszy. Gdy człowiek pojmuje Że śmierć blisko, O Bogu Przypomina sobie wszystko. Wśród zawiłych życia dróg, Dopiero na starość Bliskim staje się Bóg. Kiedy ogarnie śmierci trwoga, Szukamy bliskości Boga. Bliźniego nielubianego Nie wolno ci unikać. Ale można się modlić By go nie spotykać. Póki Rodziców masz, Miłością i życzliwością ich darz, Znajdź dla nich czas. Nie żałuj na upominek i kwiaty, Uściśnij mocno i ucałuj serdecznie Ręce Mamy, ręce Taty. Byś w przyszłości, kiedy ci ich braknie Nie miał wyrzutów sumienia, Który w wieniec na ich trumnę I w znicz na ich grób się zamienia. Proszącemu nie odmawiaj, Daj, czego masz najwięcej. Może chleb, Może uśmiech, Zawsze okaż serce. Proszę Cię Panie gorąco Weź mnie na chodząco. Zanim zacznę głupstwa pleść, Zupę widelcem jeść, Zanim zacznę nudzić, Marudzić i zęby gubić. Zanim mnie w pampersy zapakują I odpływ zamontują. Proszę Cię Boże, Weź mnie zanim się położę. Grobowce masywne pobudowali, Czyżby nie wierzyli W ciał zmartwychwstanie? Znosić, cierpieć, przebaczać, Przez całe życie, Panie kazałeś, A nagrodę, dopiero, Na końcu świata, obiecałeś. Gdy cię ogarnie O swe zbawienie trwoga, Wiedz ile dobra wyświadczysz drugiemu, Tyle wart jesteś u Boga. Najlepszy dar, jaki przynosimy To ten, który jest częścią tego, Czym się dzielimy. Wielu jest takich, Co Syna Marnotrawnego naśladują, A my się modlimy I czekamy aż głód odczują. Dobro czyń zawsze i wierz w to, Co powiedział Chrystus Pan, Że nagrodą, będzie On Sam. Gdy, przed śmiercią ogarnie cię lęk Niech towarzysz ci ta myśl, Że umieramy po to, By wiecznie żyć. Gdy śmierć twoich bliskich Przecina życia nić, Niech pociechę da ci wiara, Że będą już wiecznie żyć. Śmierć zabiera wszystko, Zostawia nazwisko. Lepiej kochanej osobie po kwiatku dawać, Niż na jej grobie wieniec składać. Ci, co na odwiedziny czasu nie mają, Na pogrzeb go oszczędzają. Kto, w swym życiu wiarą się kieruje, Ku szczęśliwej wieczności steruje. Bogu zawierzasz swój los, Choć doświadczasz Przeciwności moc. Człowiek wiarą żyjący, Jest inaczej widzący. Bacz byś widząc zło, Nigdy sam nie czynił go. Ksiądz to sługa ołtarza, Wdzięczność pod jego adresem Rzadko się zdarza. Ksiądz tym niech się nie zraża, Bo służąc ołtarzowi, Żyje z ołtarza. Z płaczem się rodzimy, Umierając, Ze łzą w oku odchodzimy. Radzę ćwiczyć wczesne wstawanie, By nie przespać ciał zmartwychwstanie. Na starość po kościach czujemy, Że z tego świata odlatujemy. Jeżeli w chorobie, Cała rodzina cię odwiedza, To znak, że księdza już potrzeba. Nie dziw się temu, Że choć żyjesz w społeczności, Do Boga idziesz samemu. Gdy na modlitwę przyjdzie pora, Przygotuj się tak, Jak na audiencję do Pana Boga. Faryzeusza to gubi, Że co innego robi, A co innego mówi. Gdy przyjdą na ciebie Myśli jak noc czarne, Odpędzaj je szybko Bo diabła warte. Księża, choć na czarno się noszą, To jednak Dobrą Nowinę głoszą. Kapłan dobry Gdy wiarygodny. Wierni kapłanowi przynoszą Swe problemy, grzechy, smutki, A chcą, by on był zawsze Radosny, uśmiechnięty, milutki. Kapłan uwalnia z grzechów ludzi, Ale sam, nie może się nim zbrudzić. Chrystus nad kościelne marmury, Złocenia, szlachetne kamienie, Woli, ludzkie ciepłe serce, Czyste i spokojne sumienie. Kościół, Chrystusa miejscem zamieszkania. Ludzkie serce, Adresem Jego przebywania. Tyle Bóg wybaczy tobie, Ile ty krzywdzącej cię osobie. Przez Chrzest Święty Dzieckiem Bożym się stałeś, Czy tę więź z Bogiem Zachowałeś? Trzymaj się mocno Boga Jak dziecko za rękę Ojca, Jak dziecko odzienia Mamy, Bo w Nim masz Przyjaciela I ratunek twój cały. Wiara w Boga to ci daje, Że mimo przeciwności, Utrzymujesz się na życia fali. Boga w życiu pominięcie, Grozi na wieczność utonięciem. Gdy ci niebezpieczeństwo zagraża Przywołuj Pana, A jeśli w Jego pomoc wierzysz, Usłyszy twe wołania. Wierz jak najwięcej I proś jak najgoręcej. Obyś płacząc nad śmiercią bliskiego, Stając przy jego grobie, Mógł cieszyć się dobrem, Które pozostawił po sobie. Gdy coś doskwiera, Nawiedzi choroba, Przypominamy sobie, O istnieniu Boga. Gdy jesteśmy w życiowej potrzebie, Szukamy ratunku w niebie. Byś w Dzień Sądu Ostatecznego Swym miejscem nie musiał się dziwić, Pomyśl jeszcze dziś, Po której stronie się widzisz? Wyraź Bogu swe podziękowania, Że Swym Miłosierdziem cię obdarza W Sakramencie Pojednania. Za niektórych modlić się trzeba, By Pan wziął ich już do nieba. Różnie Pan Bóg do człowieka się dobiera, To słuch, to mowę, to apetyt odbiera. Diabły to do siebie mają, Że pobożnych, wykształconych, Przystojnych najpierw wybierają. Pobożnych by mniej się modlili, Wykształconych by innych za głupich uważali, Przystojnych by się bardziej podobali, Niedouczonych by mądrych zgrywali, Bezbożników by pobożnych unikali, Głupich by podobnych sobie, Towarzystwa szukali. Nie pracując nad sobą, Płakać będą nad tobą. Warto było grzechów naskładać, By u tak świętego kapłana, Się wyspowiadać. Tak małe pokuty dostawał, Że grzeszyć nie przestawał. Rozmodleni cudzymi modlitwami, Modlitwy świętych Szepczą ustami. W starości dolegliwości Ostrzeżeniem, Bliskiej wieczności. Gdyś wierząc w Boga, Z NIM swe życie przeżył, Niech twe serce Radość rozpiera, Bo w śmierci Przekroczysz próg nieba. Pobożna pani bała się spowiedzi, Bo ciężkie grzechy miała: W kościele wąchała kwiatki I powietrze zmieniała. Adoracja długo trwała, Bo z grubej książeczki Modlitwy czytała. Bóg wstępuje, Gdy wierzący, Czystością swej duszy Go przywołuje. W Łasce Uświęcającej żyjący, Jest gościnę Bogu dającym. Powołaniem kapłana Troska o dusz zbawienie. Powołaniem lekarza Troska o zdrowie ciała. Powołaniem pedagoga Troska o wychowanie. A każde powołanie Niszczy obłuda, Fałsz i zakłamanie. Gdyś za pewny siebie, Diabłu dajesz nadzieje. Diabeł kusząc Do ucha ci szepta, Żeś dzielny i zuch, A więc zrób. A jak, już to, Ci zasmakowało Się stało, Tobie płakać, A jemu śmiać Będzie się chciało. Powiedziała mi pewna pani Jaki piękny pogrzeb Jej mama miała. Trzech księży, Msza św. Śpiewana. Ja poradziłem tej pani By na mój się załapała. Za posługę kapłańską Ofiarę składają. A jak zobaczą, że ma więcej Wybrzydzają. Ponoć w piekle już nie palą, Choć karać nie przestają. Tytuły i
odznaczenia Na haku wieszają. Ludzie cnotliwi, Bywają kłopotliwi. Gdybyśmy samych świętych mieli, Nudno byłoby na ziemi. Gdyby zło na jaw nie wychodziło, O czym by się mówiło? Ksiądz Choćby się ubrał kolorowo, Chodził z ogoloną głową, Na nogach miał adidasy, Na sobie koszule w kraty, Kolczyk w uchu nosił, A choć raz w kościele, Kazanie głosił, Mszę świętą celebrował, Sakramenty sprawował, Wszędzie go rozpoznają, Ludzie widząc, Choć raz twarz księdza, Na długo ją zapamiętają. Codziennym księdza strojem Dżinsy, klapy, Flanele, koszule w kraty, Gdy, dostojników witają, Sutannę wdziewają. Pracę jego docenili, Piękną trumnę mu kupili. By uczestnicy pogrzebu zapamiętali Kogo pochowali, Na klepsydrze, tytuły i urzędy Zmarłego wypisali. Bywają ludzie urokliwi Nie, że przystojni, Ale dlatego że mądrzy, Kulturalni i bogobojni. Księżyc ze wstydu Za chmury się schował, Z tego, co widział, Co zaobserwował. Księżyc to łotr, Lubi z za chmur wyglądać, Przez okna się wdzierać, Do środka zaglądać. Jak zobaczy z góry, Co ludzie wyrabiają, Jak się łajdaczą, Kradną, upijają, Schowa się za chmury By go do sądu nie pozwano, Zeznań nie żądano. Jeżeli Prawdę z życia usuniesz, Sumienie trujesz. Że czas mają byli pewni, A przed czasem Na zawsze zasnęli. Młody umierając W tym pociechę znajduje, Że jakiś jego organ, Innemu życie uratuje. Bliscy, którzy do wieczności odeszli, Są bliżej nas niż myślimy obecni. W Noworoczną noc ogarnia radość wielka, Jej znakiem szampana butelka, A powodem tej szampańskiej radości, Że o rok bliżej wieczności. Pamiętaj przed spaniem Paciorek zmów, Rachunek sumienia zrób, Bo możesz nocą Spotkać się z PANEM. Zmów paciorek Zanim spać się położysz, Bo jutra możesz nie dożyć. Zrób wszystko to, Co potrafisz i możesz. A jak czegoś nie potrafisz, Bóg ci pomoże. Żyjąc nie trać czasu, Wykorzystaj swe talenty, Zostaw po sobie, Dobroci prezenty W dowód wdzięczności Za dar miłości. Bo by się zbawić, Trzeba dobrze żyć I dobro innym zostawić. Nielicznym pomniki stawiają. Imiona tych pamiętają, Którzy, życie swoje drugim oddali, W cierpieniu z nimi byli, W pokonaniu trudności pomagali. Łza cierpiącemu otarta, Nagrody nieba warta. Szklanka napoju podanego Będzie dostrzeżona, Przez Boga Sędziego. Jeżeli na zbawieniu Duszy ci zależy, Czynienie dobra Niech ci na sercu leży. W uszach mi brzmi, Św. Ojca Pio głos, „Życie świętego, to psi los”. Nawet diabły w piekle, By mieć wygodnie, Muszą żyć zgodnie. Na pogrzebach, Coraz mniej płaczu, Zawodzenia, To wynik poprawnego Myślenia: Śmiercią Tylko adres zmienia. Żyjących wiarą, Wątpliwości Się nie imają. Upomnij rozwodnika, Powie ci, Że nosa w twoje sprawy nie wtyka. Upomnij pijącego, To usłyszysz, co ci do tego. Nie waż się tykać rządzącego, Doznasz zemsty jego. Na czas starości, Życzę radości, Z przeżytych z Bogiem dni, Których Opatrzność, Nie szczędziła Ci. Niech radość z łaski wiary, Twe serce napełnia, Duszę rozpromienia, Żeś coraz bliżej dnia, Od trosk i cierpień uwolnienia, Gdy Bóg nagrodę Ci da, Przekraczając próg nieba. Tylko ziemia Tak samo się obraca, Człowiek stary Z wiekiem zwalnia I szybkość wytraca. Choć na życie narzekamy, Myśl o jego końcu oddalamy. Ci, których za dobro kochają, Mieszkanie swe w niebie mają. Jeżeli życie dobre I do czynu mobilizuje, Wtedy z przebytej drogi Radość się czuje. O cnocie marzyła, A wbrew niej żyła. Póki rodziców masz Miłością ich darz, Gdy im za życia Nie okażesz tego, Nie zaznasz Sumienia spokojnego. Bogactwo ma to do siebie, Że zniewala człowieka, Myśl o wieczności Od niego daleka. Kto dóbr ma wiele Wiele pieniędzy potrzebuje, Bo utrzymanie rzeczy wielu, Wiele kosztuje. Kto na małym poprzestaje, Łatwiej się z nim rozstaje. Z płaczem się rodzimy, Ze łzą w oko z niego odchodzimy, A ta łza z żalu za światem, I z radości z Boga spotkaniem. Za niebem tęskno mu było, A robił to, co go nęciło. Lekarze z księżmi spółkę mają, Na drugi świat przejść pomagają. Każdy z nich robi to w swoim zakresie, By pacjent, parafianin, Jak najlepiej się czuł na drugim świecie. Jeżeli radośniejszym, Wyjdziesz z naszego domu, Podziękujemy Bogu. Trzymaj się zawsze blisko Boga, Łatwiejsza będzie twa droga. Można mieć czyściutkie ręce, A brudne myśli i przewrotne serce. Tyle Bóg
wybaczy tobie, Ile ty krzywdzącej cię osobie. Modląc się Warto byś wiedział, Bóg wie, Czego ci potrzeba, Sam to powiedział. Faryzeusza to gubi, Co innego robi, Co innego mówi. Gdy przyjdą na ciebie myśli Jak noc czarne, Odpędzaj szybko bo diabła warte. Przez Chrzest święty, Dzieckiem Bożym się stałeś, Czy tę więź z Bogiem zachowałeś? Gdy coś doskwiera, Nawiedzi choroba, Przypominamy sobie O istnieniu Boga. Gdy nieszczęście spadnie, Każdy adres Boga odgadnie. Gdy w oczy zagląda choroba, Przypominasz sobie drogę do kościoła. Dopiero gdyśmy w życiowej potrzebie, Szukamy ratunku w niebie. Gdy w oczy zaglądnie nieszczęście, Wtedy książeczki nie grube, Do Świętych Pańskich Nie długie Litanie, Wtedy siedzi się w Kościele A nie tylko doń wpadnie. Nie uciążliwe Różańce, Koronki popołudniowe, Byle tylko zażegnać chorobę. Byś w Dzień Sądu Ostatecznego Swym miejscem Nie musiał się dziwić, Pomyśl jeszcze dziś Po której stronie, Chrystusa Sędziego Siebie samego widzisz? Zdążył pojednać się z Bogiem Za pięć dwunasta, Zanim gwiazda jego życia zgasła. Matki, żony, Modlą się przez długie lata By zmądrzał syn, Spobożniał tata. Apostole siej I wiarę miej, Że Bóg da wzrost, Plonem sypnie kłos. Bogu zostaw, Nad oceną bliźniego Salę rozpraw. Choć przebieg wstydliwy, Ale sprawiedliwy. Dawida źródłem pobożności, Że doczekał starości I zdążył żałować Za grzechy młodości. Tylko zazdrościć. Przestając Z grzesznym człowiekiem, Nie zbrukaj się jego grzechem. Bóg by Szawła nawrócić, Musiał go z konia zrzucić. Niektórych w porę odejście, Byłoby rozsądniejsze. Z inteligentnym panem rozmawiał, Z uroczą panią przestawał, Nawet się nie spostrzegł, Że z diabłem się wdawał. Kusiciel inteligentny zuch, Wszak to duch, Jak zobaczy kto się mądrzy, Wokół niego krąży, Pomalutku drąży Aż pogrąży, Zanim mądrala Zreflektować się zdąży. A potem kusiciel Ze śmiechu pęka, Skuszonemu zostaje Smutek na twarzy, Duszy udręka. Skąd ludzie wiedzą, Że cukier słodki, Że sól słona, Że pokrzywa parzy, Że róża kłuje, Że używki, Wolę osłabiają, Widocznie jeszcze w ustach, Smak grzechu mają. Pamięć o kimś wyrażamy Słowami, modlitwą, kwiatami. Choć razem przebywamy, Oddzielnie umieramy. Regularniej niż pacierz Prysznic stosował, Mówi, Chce być wiernym, Bo czystość ślubował. Gdy piorun, Strzeli mu koło ucha, Przestanie może Zgrywać zucha. W lichej pamięci Paciorek odnajdziesz, Gdy strach cię ogarnie, Lub w kłopoty wpadniesz. Chrystus przez swą mękę Niebo ci otworzył. Nie będzie ciągnął Cię za rękę, Choćbyś starości dożył. Tym krzyż dokucza, Którzy niosą go Bez Chrystusa. Bywa, że tak bardzo Kochamy bliźniego, Że prosimy Boga By go już wziął Do Królestwa Niebieskiego Komu z Bogiem przyszło iść, Musi nieść krzyż I iść wzwyż. Żyjąc na siebie się dąsali, W jednym grobowcu się spotkali. Mam przyjaciela, Tomka, Rafała. A każdemu z nich Co innego doskwiera, Jednego kusi „coś”, Drugiego „ktoś”. Kto otrzyma propozycję Czynienia zła, Z diabłem do czynienia ma. Jak cię diabeł niepokoi Pojednaj się z Bogiem. Bo diabeł, Diabelnie Boga się boi. Przyspieszysz dzień Wiecznego spoczynku, Jeśli nie skorzystasz Z odpoczynku. Długo musisz czekać, W cierpliwość się uzbroić, Aby od nasienia Rzuconego w ziemię Kwiatu się doczekać I jego pięknem Oko zadowolić. Jeżeli zachwycił cię Pan I sobą zauroczył, Odpowiedź daj Mu sam, Bo chce, Byś z Nim szedł I z innymi Za Nim kroczył. Drzwi zamykamy, Alarmy zakładamy, By być bezpiecznym. Jak się zabezpieczamy? By cieszyć się życiem wiecznym? Bogacz nie po to ciułał, Składał, odkładał, By się z kimś dzielił I rozdawał. Diabeł Gdy słabość twą wywącha, Myśli, myśli, Jego głowa mądra, Jak to przedstawić By cię zwabić. Chodzi przed I za człowiekiem, Zrobi swoje, Skusi. A potem, Cieszy się Twym grzechem, Diabeł, Te same pokusy Co wobec Chrystusa Wobec innych stosuje. Bo pysznych, Chciwych i głodnych Nigdy nie brakuje. Diabeł, gdy kusi Ma nadzieję, Gdy skusi, W głos się śmieje. Wielka szkoda, Że imienia syna marnotrawnego Nie znamy, Bo do noszenia go, Kandydatów wielu mamy. Choć człowiek stary I podeszły wiekiem, Dla Boga Zawsze Jego dzieckiem, Czyli młodym człowiekiem. Słudzy Pana Dają do zrozumienia, Że są od pouczeń, A nie, ich wysłuchiwania. Można mieć Pachnące, Czyściutkie ręce, A brudne myśli, Złe uczynki, Przewrotne serce. Jakbyśmy innym Dobry przykład dawali, Gdybyśmy dobre uczynki, Jak chce Chrystus, Przed innymi ukrywali. Kto idzie w gości, Nie pości. Mówią, Że z Bogiem w przyjaźni zostają A oczy ich smutne, Słowa gorzkie, Oblicza pochmurne, A „Bóg jest
moją radością” Śpiewają. Znak Krzyża świętego Święcona wodą Jest egzorcyzmem, Wobec ducha złego. Wchodząc w progi kościoła Z modlitwą do Boga, Znakiem Krzyża świętego Święconą wodą, Jak egzorcyzmem Odpędź od siebie Myśli, Które cię niepokoją. Sprawy codzienne, Małe I wielkie, A wtedy czas tam spędzony, Dla ciebie Będzie błogosławiony. Wiara wymaga odwagi, Miłość uczciwości, Nadzieja spełnienia, Tak życie z drugimi Sprawiedliwości. Zazdrościć apostołom Z Chrystusem przebywania. Bo nam została Tylko wiara. W Kościele problemem Większym niż wiara, Staje się życie kapłana. W Kościele, Więcej powodów Do zgorszeń Księża dają, Niż ludzie wierzący Swą słabą wiarą. Gdy cię zło zauroczy, Twój Anioł Stróż Płacząc zamyka oczy. Od innych był inny, Szczery i radosny, Koleżeński i uczynny, Bo jak łza czysty I niewinny. Gdy żarliwą modlitwą Szturmujesz do nieba Pamiętaj, Bóg da ci to, Nie, co chcesz, Ale czego ci potrzeba. Kto żyje W łasce uświęcającej Powiedzieć może, Że jego udziałem Jest Królestwo Boże. Tak niewiara się panoszy, Że nie jedną owcę Z Kościoła wypłoszy. Trudno w takim domu Chwalić Pana, Gdy ani Krzyża, Ani Świętego, Nie ma na jego ścianach. Ciesz się z tego, Że jest wielu, Którzy prosili I otrzymali. A dziwić się, Że nie wszyscy podziękowali. Człowiek, Który w Boga wierzy Nie pyta Kiedy przyjdzie? Ostatni dzień tego świata, Ale żyje Jak wierzącemu należy. Ofiara może być skromna, Niewielka, Ale musi być szczera, Dana z serca. By składana ofiara Bogu była miła, Ma być, Z ograniczenia Swych potrzeb, A nie z tego, Co zbywa. W nieszczęściu swym, W chorobie, Chrystusa przywołaj I wiarę miej, Że ci ulży, Uzdrowi z niej. Ciekawość to dobra droga, Szczególnie wtedy, Gdy prowadzi do Boga. Jeżeli spotkasz Świątynię Z wieżą Zwieńczoną Krzyżem To wiedz, Że ludzie tu mieszkający W tego samego Boga Co ty wierzą. Stanąwszy Za Świątyni progiem, Wiedz, To miejsce Jednania z bliźnim, Pojednania z Bogiem. Świątynia
miejscem kultu, Modlitwy, Ofiary, W niej składamy Bogu dary, Swego czasu, Wyciszenia, Szukając w jej wnętrzu, Duszy, myśli, Serca ukojenia. Widzę i
wierzę, Że w Kościołach Modlą się ludzie. A wiem, Że w ich wieżach Schronienie mają Sowy, Puchacze, Nietoperze. Twe ciało pomaga Ci W poznaniu, Ukochaniu Boga, Dlatego zmartwychwstanie A jeśli Z powodu Chrystusa cierpi, Nagrodzone zostanie. Chrystus faryzeuszom odpowiada śmiało, Na czym życie zbawionych będzie polegało. W wieczności białogłowy Za mąż nie będzie wychodzić, Mężczyźni ożenek będą mieli z głowy. Nie wiem, czy ci, którzy małżeństwa Na tej ziemi nie zakosztowali, Na tym coś stracili, Czy skorzystali? Czy będą szczęśliwi? Czy będą bardzo a bardzo żałowali? Co przyzwoitszy W Adwencie nie pija. Przeżywa go po Bożemu, Potem sobie odbija. Czytając Ewangelię zapamiętaj, Że hojnie nagradza Bóg Niesienia pomocy trud. Ludzi dotkniętych chorobą, Różną niemocą, Trzeba dojrzeć I spieszyć z pomocą. Ludzkiej nędzy Nie zlikwidujemy, Ale pomagając Ulżyć możemy. Masz wiele powodów Do wdzięczności. Choćby tylko Bogu za życie, Rodzicom Za troskę o nie. Zechciej ją wyrazić, Że przyszło Ci żyć Na tym świecie, Choć tobie wydaje się Krótką chwilką. Podziękuj Bogu Za łaskę wiary, Bo dzięki niej Owoc Twego życia Okaże się trwały. Szczęśliwi, Którzy w swym życiu Boga spotkają I ci, Którzy zawsze Blisko Niego przebywają I w Jego przyjaźni, Trwają. Wierząc w Boga Żyj tak, By droga twego życia Zawsze Prowadziła do Boga. Czy nie warto by? Takie prawo Choć starozakonne Zachować, By nowe życie, Które małżonkom Daje Bóg, Jemu ofiarować. Człowiek wierzący Doznaje radości, Której Nie zna niewierzący I człowiek W grzechu żyjący. Może tylko zazdrościć Podanej przez Boga Wierzącemu Przyjaznej ręki. W nagrodę za wiarę, W dowód wierności. Jeżeli prawdą jest, Że wierzysz w Boga, Życie swoje ceń I ku czynieniu dobra Wykorzystać chciej. Że Bóg Dziecięciem się stał Wyśpiewujesz w kolędach. Melodie ich dźwięczne, Skoczne, Smętne. To tak jak z Tobą. Narodzinom Twym Zapewne, Radość rodziców towarzyszyła. A obecne Twoje życie Czy dobre, mądre i piękne? Szukając mądrzejszego Postępujesz prawidłowo, Bo mądrość się ceni. A wśród wierzących Szukaj prawego, Bo jego dobry przykład Może Cię odmienić. Jak komuś Pan Bóg Postanowił życie podarować, To nawet śmierć Z przysługi chwilowo Musi zrezygnować. Jednym bieda Za życia doskwiera, Innym bogactwo wiarę odbiera. Bóg cię stworzył Byś cukru, Zdrowia, Miłości, Soli, Choroby, Samotności skosztował I do śmierci dożył. Radzę Po cmentarzu pospacerować, Będziesz wiedział Za co Bogu dziękować. Dziwne obyczaje w mowie nastały, Krzywizny przecinkami się stały. Dajesz świadectwo o samym sobie W słowach, w mowie. One zdradzają duszy twej zawartość, Jej głębię, jej wartość. Gorszymi od kudłatych myśli, Są wychodzące z ust Sprośne i brudne słowa, Od których bolą uszy, A pęcznieje współczesna Wulgarna mowa. Marnie byśmy się w historii zapisali, Gdyby nas po słowach osądzali.
Po to Bóg dał nam ręce, By ulżyć drugim W cierpieniu, udręce. Masz ręce i nogi do pary, By trudząc się Na zmianę odpoczywały. Radością cierpiącego Ulga doznana. Radością potrzebującego Pomoc otrzymana. Nagrodą spieszącego z pomocą Wdzięczność okazana.
Pielgrzymki do Częstochowy Z roku na rok liczniejsze. Czy łask otrzymanych? Czy próśb coraz więcej? Pobożni się unowocześnili Różaniec w pierścionku zmieścili. Bywają ludzie Tak zagonieni, zalatani, Pozornie zapracowani i zajęci, Jak w niebie wszyscy święci. Żyjesz z pragnieniem, By swe odejście ze świata, Bliskim nie było udręczeniem. W śmierci Nikt cię nie może wyręczyć, Nie chciałbyś swym umieraniem Bliskich męczyć. Sam Bóg nagrodą będzie ci, Za przeżyte z Nim życia dni. |
|
||||||||||||||||||||||||||||