22 czerwca 2018 r.

To dzień piątkowy,
dzieci, młodzież, studenci
ubrani odświętnie
idą, na uczelnię,
do szkoły.
Otrzymali świadectwa,
dyplomy
z ocenami z tego
co osiągnęli
jako przyczynek
do swej wiedzy,
w trosce
o mądrzejsze głowy.

Wśród nich
radośni, uśmiechnięci
zadowoleni
z ocen jakie otrzymali
za swą pracę,
 poczynione
w nauce postępy,
które zostały docenione.

Są i inni
bez ostentacyjnych
odznak radości,
niekoniecznie lenie,
zapewne też
wysiłku nie szczędzili,
ale mają mniej talentów,
mniej zdolności.
Widać to
na świadectwie,
po ocenie.

Są i obiboki,
minimalistycznie
nastawieni do zdobywania
wiedzy, wykształcenia,
chcą jak najszybciej
ukończyć szkołę
i podjąć jakąś pracę,
zarabiać jakieś pieniądze
wystarczające do życia.

Wszystkich
katecheci zaprosili
do wspólnej
modlitwy dziękczynnej,
na Eucharystię
w parafialnym kościele.
Tłoczno nie było.
Nie wszyscy
z zaproszenia skorzystali.
A choć niby przyszli,
sporo do kościoła
nie weszło,
na zewnątrz to siedzieli,
to stali.

Byli i tacy,
którym kościół jest obcy.
W swym życiu
go nie potrzebują,
krytycznie do wszystkiego
co ma z nim wspólnego
nastawieni,
i w takiej atmosferze
zostali wychowywani.

Są i cwaniacy,
nie chcąc robić
wierzącym rodzicom
 przykrości,
wychodzą z domu
niby to z zamiarem
bycia
w kościele na Eucharystii,
a pójdą z sobie podobnymi
w innym kierunku,
manifestując swą wolność,
wymagając respektu
dla swej inności.

A mnie
 taka myśl nachodzi.
Jesteśmy w Polsce.
W rzekomo
katolickim kraju,
a tych innych Polaków
w szkole, na uczelni,
w rządzie, w parlamencie,
pośród dziennikarzy,
felietonistów, pisarzy
w cale nie tak mało.

A tak bardzo
się boimy
wpuścić do Polski
ludzi
z inną wyznawaną wiarą.

– – – – –

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *