Zaduszki…

Poszedłem na cmentarz
z darem modlitwy za znajomych,
co trudzić się przestali,
ukończyli życie,
tu są pochowani.
Byłem przy grobie pani i pana,
babci i dziadka,
dziewczęcia, młodziana,
jak im tam jest? pytałem.
Okazali zdumienie
że o tym jako kapłan
mówię a ich pytam.
Czyżby zwątpienie?
Czyżby ma wiara zwietrzała?
Prosiłem by ciszej mówili.
Posłuchali.
Teraz ja mówiłem,
a oni w słuch się zamienili.
Mówiłem wartko,
słowa szybko wylatywały,
bo pytań miałem wiele
i ważne sprawy.
Rację mają,
że ja o tym innym mówię.
Jest prawdą,
że w to wszystko wierzę.
Powiem szczerze,
chcę mocno wierzyć.
Ale to, co mówię i czego nauczam
wiem z książek, z wykładów,
z Chrystusa wypowiedzi,
z Ewangelii.
A chciałbym mieć
tego potwierdzenie od was też,
mych znajomych,
bliskich, przyjaciół, jak tam jest?
na tym drugim świecie.
Czy naprawdę?
jest czyściec? jest piekło?
i czy wy wszyscy w niebie?

Za brak wiary to uznali.
Mnie głupio się zrobiło,
oni spochmurnieli
jakby im wstyd było
za takie pytanie.
Słusznie się domyślałem,
że ich zadziwiłem tym,
o co się pytałem.
I chyba tylko w trosce
by mą wiarę podreperować
zaczęli mówić
czego sami doświadczyli
od chwili śmierci.
Jaką przestrzeń musieli pokonać
by stanąć przed Bogiem
i się przekonać
co swym życiem wysłużyli.

Wytężam słuch
by nie uronić nic
z usłyszanych słów.

Zgodnie mówili,
że to, o co się pytam jest.
Czyściec, niebo, piekło też.
Jęli mnie przekonywać
mocno zdumieni,
żem niby wierzący
a mam wątpliwości.
Przecież tego
rozum się domaga
i to dowodzi
Bożej sprawiedliwości
wobec każdego,
który swym życiem,
jeśli dobrym,
czyli kieruje się wiarą,
żyje w przyjaźni z Bogiem,
w zgodzie z sumieniem
otrzymuje nagrodę,
wieczność szczęśliwą,
cieszy się niebem.

A jeśli odchodzi ze świata
ze swym życiem złym
i byle jakim,
którego miarą była korzyść,
wygoda, przyjemność,
gromadzenie pieniądza,
nie odmawiając sobie niczego,
co podsuwała żądza,
to człowieka wolną wolę
Stwórca uszanuje.
Będzie miał to, na co zasługuje.
To, co sobie wybrał sam
swym postępowaniem,
co, całym życiem wypracował.
Będzie tam, gdzie chciał.
Dla Boga czasu nie marnował,
o swoją wieczność
się nie zamartwiał,
o niej nie myślał,
o nią nie zabiegał,
co o niej mówili nie dowierzał.
Do Boga nie dojdzie,
nigdy Go nie zobaczy.
Karę wybrał dobrowolnie.

Zrozumiałem,
Jasno powiedzieli,
o co się pytałem.

Zrobiłem postanowienie.
Z nim się nie zdradziłem.
Ulgę mi sprawia świadomość,
że jeszcze czas jest mi dany
i mogę naprawić wiele.
Jeszcze los nieprzegrany,
wieczność nieprzesądzona,
cała w mych rękach,
by dusza była zbawiona.
W życiu coś pozmieniam,
coś poprawię,
poukładam pewne sprawy,
by nie być zaskoczonym
kiedy przyjdzie kolej na mnie
i śmierć przetnie życie,
stanę przed Bogiem.

By wtedy dojrzeć to,
w co wierzyłem,
o czym innym mówiłem,
o co się starałem.
Obiecaną Bogu wierność
i w zamian otrzymać,
co obiecał mi Bóg
zapraszając do pójścia za sobą,
drogą stromą
by wejść do Jego domu
przez ciasną bramę,
przez którą inni
tylko z własnej winy
wejść nie mogą.

Moi rozmówcy się spostrzegli,
że mocno się zadumałem,
bo więcej pytań nie stawiałem
i chyba się kapnęli,
że coś mi sumienie wyrzucało.
Byli przekonani,
że jeżeli prawdą jest,
że wierzę w Boga
to tylko dowody mi dali,
że ludzkie życie
jest drogą ku wieczności.
A jaka ona będzie,
to już decyzja moja.

Spostrzegłem się
z czasu mego zamyślenia.
Jeszcze miałem jedno pytanie,
o chwilę śmierci.
Kłopotów im nie sprawiło,
mieli to za sobą,
przeszli umieranie.

Pocieszali mnie jak mogli,
zgodnie mówili nie bój się,
śmierć nie boli.
Takie odnoszą wrażenie
ci, co przy tobie czuwają,
bo mają świadomość
w czym uczestniczą,
a oddalić jej nie mogą.
Teraz ją oglądają.
Muszą pogodzić się z wolą Bożą
i patrzą na ciebie,
na twe zmieniające się ciało.
To im łzy wyciska
widząc jak z ciebie
życie uchodzi.
W świetle gromnicy podanej
przypatrują się bladej twarzy,
widzą grymas na niej,
skurcz mięśni, oddech urywany,
tętno zanikające, pot na czole,
blade ręce, blade nogi,
krążenie ustające,
aż nastąpi ten ostatni
długi wydech powietrza z płuc
i powiedzą zgasł.

Zamkną rozwarte powieki
zasłaniając nimi oczu gałki
wpatrzone gdzieś w dal,
w przestrzeń, która przed tobą.
By do niej dojść
trzeba przebyć drogę
wąską, wydłużoną,
na końcu jej światło.
Im bliżej niego jesteś
jaśniejszym się staje,
gdy znajdziesz się w jego zasięgu,
jego blask, jego ciepło,
twym udziałem się staje
i wtedy wiesz,
że to jest to miejsce,
ku któremu zmierzałeś
i twoją wiecznością będzie
jeśli w wierze,
w łasce Bożej
z tego świata odszedłeś.
Z rodziną się rozstałeś,
przyjaciół pozostawiłeś,
z życiem się pożegnałeś,
dla świata umarłeś.

– – – – –

Owocny był pobyt na cmentarzu.
i powziąłem postanowienie,
nie tracić czasu.
Niby to wszystko wiedziałem,
sam o tym mówiłem,
wiele przeczytałem.
Teraz świadectwa
wiarygodnego wysłuchałem
od tych, których znałem,
bliskich, przyjaciół,
którym wiele zawdzięczam
i żyjącym zawdzięczałem.
W pamięci ich zachowam,
modlitwą wdzięczność wyrażę
za wszystkich tych,
którzy Boga jeszcze nie oglądają,
w czyśćcu się oczyszczają.

Nie wiem,
czy tym zadowolę ciebie.
Jeszcze ci nie spieszno
na drugi świat,
nie myślisz o wieczności.
Powiesz starszy,
niech rozważa o śmierci,
bo ona najczęściej
po takich przychodzi.
Chyba życie znasz
i wiesz, że młodych nie omija
i w młodości się zdarza.
Powiesz: jestem zdrów,
nic mi nie dolega,
nic nie zagraża.
To tylko życzyć ci wypada,
by jak najdłużej
zdrowie ci dopisywało,
ale błagam żyj tak
by śmierć cię nie zaskoczyła.
Byś był przygotowany
i stanął przed Bogiem
z życiem prawym,
wypełnionym wyrzeczeniami
i dobrymi uczynkami.

Przypomnij sobie słowa pieśni
„Kiedy ranne wstają zorze”.
Pamięć jej słów pomóc ci może.
„Wielu snem śmierci upadło,
co się wczoraj spać pokładli,
my się jeszcze obudzili,
byśmy Cię Boże chwalili”
Piszący coś doda,
byśmy w porę zmądrzeli
i z tego, co sumienie wyrzuca,
w Sakramencie Pokuty
przez wyznanie grzechów,
szczery żal,
mocne postanowienie poprawy,
dzięki kapłańskiemu rozgrzeszeniu,
się uwolnili.
Wtedy spokojnie możesz iść spać,
nie lękać się, nie bać,
kiedy przyjdzie śmierć.
A jeżeli Bóg ci pozwoli
rankiem zdrowym wstać,
z NIM
niech ci minie kolejny dzień
twego życia,
jego kawałek drogi.

Przeżyj go tak, by był
w zjednoczeniu z Bogiem,
był ci powodem nagrody.
A ty za wszystkie takie dni
życia swego szczęśliwym
na wieczność całą,
z b a w i o n y m.

– – – – –

Szybko mijają życia dni.
Ile? Bóg ci ich dał
nie wiesz sam, nie wie nikt.
A może i lepiej,
że nie wiesz ile ich?
masz przed sobą.
Być może, to ci jest pomocą,
że w wierności
Bożym Przykazaniom,
w wierności zobowiązaniom,
w wierności postanowieniom,
w wierności ślubom,
w wierności Bogu trwasz.

– – – – –

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *