Życie…

Zaczynasz jego drogę
z radością.
Bo nowe
jawi się przed tobą.
Idziesz z entuzjazmem
bo plany
związane z przyszłością
wypełniają ci głowę.
Napotkane
kładki, bariery,
wąwozy,
ciernie, kamienie,
głazy,
nie są ci przeszkodą.
Nawet ukłucia,
otarcia, odciski
nie bolą.
Zadrapania,
skaleczenia,
rany
szybko się goją.

Z upływem czasu
na tej samej drodze
krok zwolnisz.
Odpoczywając siądziesz.
Serce uspokoisz.
Pragnienie ugasisz.
Przed siebie spojrzysz.
Jeszcze sporo zauważysz.
„Muszę iść dalej, choć wolniej”
sobie powiesz.

I przyjdzie dzień
przed siebie zerkniesz,
„już mi trudno iść dalej”
z zakłopotaniem stwierdzisz
i mimo woli przystaniesz
z pochyloną głową
zmęczony drogą.
Nogi, plecy, bolą.
Z szumem w uszach,
z mgłą w oczach,
wyschnięte usta
szeptem Boga proszą,
by nie być kłopotem innym.
By Pan przyszedł w śnie
by nie być czyjegoś
przebudzenia winnym.
Cichutko
przeciął nić życia nocą.

– – – – –

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *