Z pamiętnika…

Widziałem na świecie
przestrzenie zielone,
błękitne, popielate.
Obszary lasów,
lazur wody,
błękit nieba.
Obszary ziemi
słońcem spalone.
Nocą księżycem,
dniem słońcem oświetlone.

I na niej żyjących ludzi
różniących się wyglądem,
kolorem skóry.

Zawsze za dobro
dobrem się odwdzięczali.
Za gest pozdrowienia,
ręką pomachali.
Serce mieli ludzkie,
choć daleko stąd,
takie samo.

Inna religia,
inne przekonania
nie były przeszkodą
by zwrócić się o pomoc
do katolickiego kapłana.
Ich wiara w lekarstwo
od duchownego,
choć innego wyznania
„imama”
zdrowie choremu przywracała.

Wdzięczni zatrzymywali
jadącego do stacji misyjnej
i dziękowali.
Bywało,
że zapraszali do domu,
częstowali.
Na drogę
zawsze coś wręczali,
najczęściej owoce,
orzeszki ziemne,
tym dysponowali.

Nie wiem jak wielu
lekarstwo pomogło.
Ważne jedno,
ten sam Bóg w naszym sercu
choć idziemy ku Niemu
inną drogą.

– – – – –

Gorąco, mroczno,
wilgotno
w kraju tropikalnym.
Głośno
od głosów zwierząt,
gadów, małp,
płazów, ptaków.
w głębi
tropikalnych lasów.

– – – – –

Szeroka,
brudna, leniwa.
Po deszczu groźna,
podczas suszy
jej nie widać.
Raz obficie,
raz skromnie
ocean w wodę zasila
jedna z wielu rzek
na świecie
przez miasto „Palembang”
na Sumatrze przepływa,
„Musi” się nazywa.

– – – – –

Przymila się jak umie.
gesty naśladuje.
Lubi skoczyć na ramię,
we włosach pogrzebie.
Czegoś wyszukuje.
W jedzeniu niewybredna
i rozsądna.
W owocach gustuje.
Z ręki by jadła.
Biorąc w łapki
powącha, poogląda.
Na trunki parska,
dymu nie znosi,
wodę pije.
Trzeba przyznać
tym obrzydzaniem używek
przypominała mi
wychowawcę
z lat młodości,
ta moja mała małpka.

– – – – –

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *