Uroczystość Świętej Rodziny A (2)
Mt 2,13-17.19-23
„Gdy Mędrcy odjechali, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić.”
Któż z nas w Święta
Bożego Narodzenia
Nie podąża
Rodzinnego domu.
Ku bliskim,
Do kochających serc,
Które w tę jedną noc
Gromadząc się
U wigilijnego stołu
W gestach
Życzliwości,
Pojednania,
Próbującej na nowo
Rozkwitnąć miłości,
Ucałuje szczerze,
Uściśnie serdecznie
Podane sobie ręce.
Ciesz się,
Jeżeli masz
Rodzinny dom,
A w nim
Kochającą Matkę,
Ojca,
Siostry,
Braci,
O ich miłość
Stajesz się
Bogatszym.
Ciesz się,
Że miałeś
Spokojne dzieciństwo
W rodzinnym gronie.
Ale wiedz,
Że są tacy
Którzy jako dzieci
Byli jego pozbawieni,
Z niego wyrzuceni.
Na oczach ich
Dorobek życia
Rozgrabiony,
Niszczony,
Spalony.
W pośpiechu
Ratując życie
Uciekali w popłochu.
U obcych ludzi
Szukali ratunku,
Schronienia,
Pomocy.
Największą troską
Zmartwionych rodziców
Było dziecko
Przestraszone,
Zapłakane,
Niedożywione.
Bez szkoły,
Bez zabawek,
Bez klocków,
Bez lalek,
Zalęknione,
W kąciku otulone.
A jeszcze
I mniejsze bywało
W pieluchach,
Nie wiedząc
Co się dzieje,
Spało.
Może o takich
Zdarzeniach wiesz
Z opowiadania
Od innych
Nawet,
W kręgu rodzinnym,
A może tylko
Z tego,
Co usłyszałeś
Z dzisiejszej Ewangelii.
Takiego losu
Zaznała
Święta Rodzina.
W pośpiechu
Ratując życie
Swego dziecka
Opuścić musiała
Własny kraj,
Iść w nieznaną
Sobie drogę,
Przez Boga wskazaną.
Nakazu posłuchali,
Poszli
Z wielką wiarą,
Że to będzie ocaleniem
Dla nich
I co najważniejsze
Życia niemowlęcia.
I tak się stało,
Z sideł nienawiści
Wyszli cało.
Wiem,
Że zapytasz
Dlaczego?
Z takim maleństwem
Trzeba było
Się kryć,
Przed kimś uciekać,
Co wydaje się
Przecież szaleństwem,
By dziecko
Zagrażać mogło
I zagrażało
Czyjejś koronie,
Czyjejś władzy,
Stanowiło zagrożenie
Czyjegoś tronu.
Chyba tylko człowiek
Z chorą głową,
A żądzą władzy
Mógł
Na coś takiego
Się odważyć.
Jak król Herod,
Który słuchając
Czytanego tekstu
Kim będzie Mesjasz,
W pośpiechu
Dla bezpieczeństwa
Swego stołka
Postanowił
Go zgładzić.
I przez to
Kilkunastu chłopców
Pozbawił życia.
Jezusa
Nie dosięgnął,
Nie zdążył.
A sam
Z taką zbrodnią
Na sumieniu,
Paru dni
Nie pożył.
Nie wiem
Jaki wniosek?
Wyciągniesz
Z dzisiejszej
Uroczystości
Świętej Rodziny?
Nasuwać się może
Ich wiele.
Nade wszystko to,
Że bardzo zgrana,
Pobożna,
Pracowita.
Teściowie z dala.
Żyjąca skromnie.
Józef
Na nią pracował,
Utrzymanie dawał.
Dorastającego Jezusa
Uczył pracy,
Cieszył się
Gdy podrósł,
Pomagał.
Skarg na niego
Nie słyszeli,
Kłopotów
Nie sprawiał.
Rodzice wiedzieli
Z kim przestaje
I w zło
Nosa nie wkładał.
Jednym słowem
To Rodzina Święta,
Tylko zazdrościć
Nam wypada.
Ale nad jednym
Pomyśleć chciej
Czy dziś?
Nie czyha ktoś?
Na życie dziecka
I życiu jego
Nie zagraża?
Czy tak łatwo?
Być ojcem?
By nie usłyszeć:
„Chyba nie uważał”.
Jak sobie poradzi?
Za co go utrzyma?
Pozbawili pracy
I jej nie ma.
Czy tak łatwo?
Zostać matką?
By nie usłyszeć:
„Jak dasz sobie radę”?
Z twoją dolegliwością,
Zdrowiem słabym?
Powiedz
Czy te pytania
Z palca wyssałem?
Skoro wiem,
Że najbliższe otoczenie
Czasem własny tato,
Własna mama
Pod adresem córki,
Pod adresem syna
Ma takie pytania.
Co przemawia?
Przez nich?
Odpowiedź znam.
To wygoda.
Wolność od trosk.
A przede wszystkim
Zanikająca wiara.
Ale powiem
Ci coś,
Co w życiu
Spotkałem.
Matkę
Popadłą w obłąkanie,
Ojca ze zmysłów
Pomieszaniem,
Kiedy ciało
Ich syna jedynaka
W pogrzebie
Ziemi oddawałem.
Posłuchaj
Jeszcze wyznania
Umierającej matki,
Która przez całe życie
W śnie widziała
Swe dziecko
Płaczące
Rzewnymi łzami.
Kiedy chciała
Je otrzeć,
Dziecka dotknąć,
Przytulić,
Dziecko uciekało,
Z żalem mówiło
„Dlaczego?
Mnie nie chciałaś?”
„Czego, się bałaś?”
„Wstydu?”
„Kłopotów?”
„Żyć nie pozwoliłaś!”
„Zabiłaś”.
Dziwisz się?
Herodowi,
Że chciał
Zabić Jezusa
W trosce
O swą władzę?
Dziwić się trzeba
Matce
I Ojcu,
Którym dziecko
Spokój odbiera.
A skłania do wysiłku,
Ofiary,
Poświęcenia.
jacek