Sen…

Ranek bardzo wczesny.
W domu
nie wstał jeszcze nikt.
A on
jak zwykle smacznie śpi.

Bo i tym razem
długo siedział.
Choć świta,
to dla niego
jeszcze cicha noc.
Mamie powiedział
by go nie budzić,
chce się wyspać,
później wstanie.
„Niech mama
się nie martwi,
sam przygotuję sobie
śniadanie”.

Kołdrą puchową otulony,
z miękką
wełnianą poduszką
pod głową pomrukuje.
Powieki
choć zamknięte drgają,
zapewne coś śni.

Domyślam się
treści tych snów,
że przy nim,
któż by inny jak nie ona?
urokliwa, kochana,
troskliwa, jest znów.
W niego wpatrzona.
Cichutko siedzi u jego nóg
widokiem zauroczona.

Na pewno ona
treścią jego snów,
sennych marzeń.
Bo nawet widać
rozkoszy uśmiech
na jego twarzy.

Cały drgnął,
ręką ruszył,
raz ku sobie,
w stronę głowy.
Potem na swym boku
ją położył.
Wydaje się o niej marzy.

Choć spał i chrapał,
nagle się ocknął,
oczy otworzył i siadł.

Wtedy zrozumiał,
że choć to był tylko sen,
to nie znaczy mara.
A jemu tylko
cieszyć się wypada.

Odtąd Boga
będzie prosił goręcej
by takich snów miewał
jak najwięcej.

– – – – –

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *