Ewangelie…

Jeśli chcesz dla siebie
mądrych rad,
dobrych wieści,
weź do ręki Ewangelię
i czytaj z namaszczeniem,
powoli
a tym, co je napisali
zaufaj i wierz.

W niej są zawarte wiadomości
o życiu i działalności
Chrystusa obiecanego Mesjasza,
naszego Zbawiciela i Pana
spisane przez dwóch
naocznych świadków
Mateusza i Jana,
oraz dwóch uczniów apostołów
Marka i Łukasza.

O Chrystusa apostolskim trudzie,
o nauczaniu w synagogach,
na otwartej przestrzeni,
nauczającego z łodzi,
w cieniu oliwnych drzew,
w pobliżu zbóż dojrzewających,
otoczony uczniami
i rzeszą ludzi.

O Jego litości
wobec chorych i cierpiących.
O ich uzdrawianiu,
o wielkiej wierze proszących
o łaskę zdrowia,
o życie dla kogoś bliskiego,
o uwolnienie od złego ducha
dla opętanego.

O Chrystusa modlitwie
w różnych porach.
W dzień, w nocy.
Wspólnie z uczniami,
w samotności.
O ludzkiej życzliwości,
wdzięczności
i wobec Niego nienawiści,
wrogości.

O tym,
jak szukał wsparcia
swej kochanej Mamy
wracając po trudach
do rodzinnego domu,
w którym zawsze
był oczekiwany,
zawsze Synem kochanym.

Jak korzystał z dobroci,
gościnności
ludzi sobie
i swym uczniom życzliwych,
chętnych nakarmić do sytości,
dać możliwość odpoczynku,
zmęczonemu ciału drogą i upałem,
chwili wytchnienia
ciesząc się
spotkaniem z przyjaciółmi,
zaspokojenia głodu.
Z pożywienia,
z ugaszenia pragnienia.

O tym, jak rozmawiał,
jak innych pytał.
Nauczał prawd
przez przypowieści.
Odpowiadał na pytania
do momentu
aż do domu przyprowadzili
lub na noszach wnieśli
człowieka chorego,
sparaliżowanego
prosząc o cud,
o zmiłowanie.
A On
stawiał zawsze jedno pytanie,
„Czy wierzysz”?
I ta wiara
stawiała na nogi chorego.
A oni wdzięczni,
cieszyli się
ze zdrowia odzyskanego.

O tym,
że bywał do łez wzruszony.
Płakał nad Jerozolimą
wiedząc co ja czeka.
Płakał przy grobie Łazarza
jak nad śmiercią przyjaciela.

Spójrz na Chrystusa.
Ile w NIM majestatu,
namaszczenia, świętości,
powagi, Bożej mądrości,
dobroci, życzliwości
wobec ludzi potrzebujących,
opętanych, chorych,
trędowatych, kalekich,
biednych, głodnych,
z różnych powodów cierpiących.

Jak bywał oburzony,
zdziwiony, utrudzony,
głodny, spragniony,
wzruszony, zmęczony.

A czytającemu Ewangelię
zapewne się marzy
dostrzec Chrystusa,
choćby jeden
jedyny raz radosnego,
cieszącego się
z uśmiechem głośnym,
serdecznym i dźwięcznym
od ucha do ucha
na twarzy.

O tym
Ewangeliści nie napisali.
Okazji do śmiechu
Chrystus raczej nie miewał.
Bo to, co pod Jego adresem
uczeni w Prawie
i w Piśmie mówili,
powodu nie dawało.
A prosty lud bardziej Mu wierzył
niż w bóstwo Jego wnikał.

Uczniowie
swemu Mistrzowi
takich okazji też nie dawali.
Kawały i żarty
tylko między sobą opowiadali.
A to z obawy
by ich Pan nie zganił,
a co gorsza, za niestosowne żarty
do mamy nie odprawił.

Korzystali z czasu
kiedy ich pozostawiał,
a sam szedł szukając
miejsca ustronnego
by w ciszy
pomagającej skupieniu się modlić,
ze Swym Ojcem rozmawiać.
Wtedy oni
nie skrępowani Jego obecnością
poczynali opowiadać
wszystkie krążące plotki
dotyczące Jego osoby
i odnośnie siebie anegdotki.

A to na temat teściowej Piotra,
której zdrowie szwankowało,
której nie tyle zięcia,
ile ryb brakowało.

A to przyganiali Mateuszowi
dawnemu celnikowi,
którego ludzie za zdziercę
i łotra mieli.
A teraz, że go już na cle nie ma,
pieniędzy z nich nie łupi,
handlujący zadowoleni.

A to Judaszowi,
który w wolnej chwili
kiedy Chrystus nie widział,
w sakiewce umocowanej
u swego pasa grzebał,
liczył,
ile włożył, ile wydał.
Bo czuł,
że Mistrz by go zganił.
Znowu by morały
o ubóstwie prawił,
o wyzbyciu się wszystkiego
przypomniał
i kazanie powiedział.

Popsioczyli na faryzeuszów,
którzy za prostaków ich mieli
nieznających Talmudu i Tory,
bo przepisów i nakazów religijnych
nie przestrzegali.
Postów nie zachowywali,
rąk przed jedzeniem nie myli,
kubków dokładnie nie czyścili,
byle jak je płukali.

A to znów narzekali na samarytan,
którzy ich niemile
przechodzących widzieli.
A to na tych,
którzy ich przepędzili.

Mimo wszystko
cierpliwie to znosili.
Ponarzekali
na bolące wciąż nogi,
na odciski i zmęczenie.
A wszystko przez to,
że codziennie pokonywały
w upale dnia i w spiekocie
kawał drogi.
Biadali
na głód i pragnienie.

Ale też sobie
nawzajem ducha dodawali.
Bo wielką nadzieję w sercach żywili,
że ich Mistrz to wszystko im nagrodzi
w swym królestwie,
a oni zajmą zaszczytne miejsca
i będą mieć wreszcie
zasłużoną pozycję.

Ale jak Chrystus wracał cichło
apostolskie towarzystwo.
Pan miarkował,
co im się marzy.
Nawet bywało, że spytał,
„O czym, to?
rozprawialiście między sobą?”
Jeden drugiego szturchnął w bok
i jak zwykle szybki
nie, kto inny a Piotr
powiedział:
rozprawialiśmy,
„Jak nam dobrze jest być z Tobą”.

A Chrystus,
że wrednie kłamią wiedział,
choć wprost
im tego nie powiedział.
Serce Jego się ścisnęło,
że już tyle czasu upłynęło
a oni, śnią o karierze
i o swojej przyszłej pozycji
w Jego królestwie
zawczasu chcą wiedzieć.

Chrystus odrzucił jak pokusę
od siebie powiedzenie,
które słyszał
od zgryźliwych faryzeuszów:
„Ależ to prostacy ci rybacy”
i ten Lewi gryzipiórko wredne,
który na zrobienie kariery
u boku Nauczyciela z Nazaretu,
ma wielką nadzieję.

Chrystus
chował to wszystko w sobie.
Co On czuł,
nikt nigdy się nie dowie.
Bo On wie
i wierzy w to święcie,
a nadzieja zawieść nie może,
że przedziwne są drogi Boże.
Że właśnie
takich prostych ludzi,
słabych i ułomnych
Bóg wybiera,
którzy dzięki wierze,
która przy Jego boku
z dnia na dzień wzrasta
i dokona
dzieł ogromnych,
ludzkich serc przemianę.
Wzbudzi w ludziach
miłość, nadzieję
i w Niego – Boga wiarę.

Warto, więc,
wczytywać się w Słowa Pana
i śledzić ze zdumieniem
jak w tych prostych ludziach
wiara wzrastała.

I Chyba to Chrystusa
jak i Ewangelistów
względem Ciebie i mnie,
było i będzie
wielkim pragnieniem.

Więc Ewangelie
do ręki jak najczęściej bierz
i że to są
SŁOWA PANA,
wierz.

– – – – –

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *