Tak otoczenie,
sąsiedzi
nazywają mężczyznę,
który już ma za sobą
55 lat małżeństwa,
siedmioro wnuków,
od dwóch synów
i jednej córki.

Dawno przekroczył
osiemdziesiątkę,
zawsze życzliwy,
pogodny,
służący pomocą,
chętnie wykorzystywaną
przez znajomych,
bo jak mówią
ma złotą rączkę.

Małżeństwo zgodne,
bez burz,
sztormów,
przekleństw. wyzwisk,
pogróżek,
podejrzeń, pomówień,
posądzeń,
złośliwości.
Wielu, chyba bardzo wielu
może tej atmosfery
wychowywania dzieci,
wzajemnych relacji
w rodzinie
tylko zazdrościć.

By to małżeństwo
nie wyglądało jak bajka
z tysiąca jednej nocy,
to prawdą też jest,
oboje otrzymali przykład
własnych rodziców
i trzeba było przyjścia
na świat pierwszego
dziecka,
aby pewne zachowania
zmienić,
poprawić,
znaleźć czas dla dziecka,
 potem dzieci
i przyjąć na siebie
pewne zobowiązania.

Musiał zrezygnować
ze schadzek z kumplami,
popijania piwa
w barze,
umilania sobie życia
papierosami.
Życie gnało do przodu,
kolejne dzieci
zmusiły do dodatkowej pracy,
by podołać w utrzymaniu,
a potem w ich  wykształceniu,
dały efekty
ojcowskiego zaangażowania,
pokończyli studia
uniwersyteckie,
techniczne,
wyszli na ludzi.

A ten  nasz
starszy pan
nie był z żelaza,
po pięćdziesiątce odezwało się serce,
przyszły ograniczenia
w używkach,
trzeba było z tego i tamtego
zrezygnować,
tak uwolnił się
od dymu i puszeczek,
podszedł poważnie
do zagrożenia
chciał przecież widzieć
wnuki,
i to jak najwięcej.

Za jakiś czas
odezwała się wątroba,
znowu zalecania
ograniczenia tłuszczy,
cukru czyli słodkości,
co zawsze lubił,
i czego sobie nie żałował.
Chcąc
dobrze funkcjonować,
znów mając na uwadze rodzinę
podjął ograniczenia,
ale i psioczył,
co to za życie,
a po cokolwiek sięgał
z tych rzeczy
na straży stała żona,
mówiła krotko :
bo pogotowie będzie.

Przeżył spokojnie,
choć z różnymi ograniczeniami,
śluby, wesela
własnych dzieci.
Potem chrzty wnucząt,
ich pierwsze Komunie święte,
wszystkie te wydarzenia
w rodzinie
wymagały honorowego
wsparcia ojcowskiego,
dobrego dziadka,
hojnego w datkach.

To stateczne życie
dwojga małżonków,
kiedy już dzieci
wyfrunęły jak ptaki
z lęgowego gniazda
zakładając własne rodziny,
nie obyło się
bez dolegliwości, chorób żony.
Wtedy stał na straży,
u jej łóżka w szpitalu,
to głaskał po twarzy,
to trzymał za rękę
i szeptał modlitwę
o wyzdrowienie
swej kochanej osoby,
matki jego dzieci.

Wtedy poznałem
tego starszego pana.
Znałem go tylko z widzenia,
spotkał mnie na ulicy,
podszedł do mnie,
opowiedział mi o chorobie żony
i z taką prostą,
szczerą wiarą powiedział mi :
ksiądz więcej uprosić może,
proszę o modlitwę
o uzdrowienie mej żony.
Zapewniłem o modlitwie,
ale i poprosiłem
by modlili się  w rodzinie,
bo modlitwa wielu
ma wielką siłę.

Od tego czasu
spotykamy się częściej,
często krzyżują nam się drogi.
Tak wysłuchałem
historię całego życia,
dziejów jego rodziny,
rosnących wnuków,,
a nade wszystko zdrowia żony.
Mówiliśmy o wierze,
o rodzinnej Eucharystii
w każdą niedzielę,
o pierwszych piątkach,
marzył wszystko to widzieć
u swych wnuków.
Wspominał o poście
w piątki, dniach
bez mięsa,
 wiernie przestrzegano
w rodzinie
i tak dzieci nauczono.

Przedziwne historie
dorastania dzieci,
przedszkole, szkoła,
nowe obowiązki,
ich odprowadzania,
przyprowadzania
po swojej skończonej pracy,
i dopilnowanie
w odrabianiu lekcji,
a w kuchni rządziła
niezastąpiona żona.
Czasu na własny odpoczynek
niewiele, bo chłopcy chcieli
grać w piłkę a córka kibicować.

Płynęło życie,
nie bez interwencji
pediatry, internisty,
dentysty,
a dzieci chciały
coś poza swoim domem
jeszcze poznać,
 szkolne wycieczki
okazały się im rzadkie,
a bardzo ciekawe.
Tak zaczęła się
w rodzinie motoryzacja,
najpierw Syrena
z drugiej ręki,
potem Zastawa,
po jakimś czasie Skoda Faworit,
i już kolejna Fabia.

Mieścili się wszyscy,
dzieci uszczelniały
tylne siedzenia
a rodzice z przodu.
Tak dotarli
nad morze,
nad które będą powracać.
tak poznali Zakopane,
i widok Tatr,
posmakowali sera owczego,
zaznali górskiego powietrza,
wiatru, i w nocy chłodu.
Aż przyszedł czas
że w aucie robiło się ciasno,
chciała mama rezygnować,
ale dzieci się nie zgodzili
woleli zaniechać
wyjazdów
niż mamę zostawić
samą w domu.

Studia kolejnych dzieci
w tym pomogły,
bo młodzież dorastająca
już miała inne okazje
by pojechać w Polskę,
obozy harcerskie,
to szkoleniowe,
za zajęcia sportowe,
gry na instrumencie,
uczestnictwo w chórze
z wojażami po Europie.

Rośli, studia kończyli,
pozakładali rodziny,
żyją szczęśliwi,
ciesząc się z potomstwa.
Mama dumna,
babcią jak trzeba,
tato dziadkiem,
co rusz ubywa mu z portfela.
A to wnuki zjadą,
obowiązkiem nie tylko nakarmić,
ugościć w rodzinnym domu,
ale coś dać na drogę,
wnukom
choćby po czekoladzie.

Ich szczęście,
jest szczęściem rodziców,
i jako dziadków.
Myślą tylko o nich,
cieszą się
z ich życiowych osiągnięć,
z wykonywanej pracy
zawodowej,
nie przy łopacie,
ale w garniturze przy
stylowym biurku,
w pięknej kamienicy.
Nikt z nich nie chodzi
do pracy,
wszyscy zmotoryzowani.
Z tego się cieszą,
opłacił się wysiłek
i rodzicielskie trud
w wykształceniu dzieci,
dziś efekty,
oni już ludzie starsi,
nie wszystko z tej ich pracy
rozumiejąc,
ale za takie dzieci,
tak zżytą rodzinę
są podziwiani.

Starość ma swoje prawa,
nic ich nie omija,
coraz częstsze
pobyty w przychodni,
wizyty u lekarza.
Ratunkiem była
już stomatologia,
a potem protetyka,
warto zobaczyć śmiejącego
się pana z taki pięknymi zębami,
jak mówi są tacy,
którzy pytają co robić by mieć
tak zdrowe zęby,
a starszy pan odpowiada,
„proszę używać pasty
Aqua Fresch,
a można mieć zęby takie też”

Rówieśnicy
zazdroszczą mu wyglądu,
bo na te lata nie wygląda,
włosy nie siwe,
skóra nie pomarszczona,
sylwetka prosta,
nie przygarbiona,
okulary do czytania,
i jak mówi bez nich
nie przeczyta nic.
Z bliska dobrze słyszy,
ale w towarzystwie,
nie wszystko złapie.
Stąd powstał problem,
nie korzysta z małżonką
z parafialnego Kościoła,
mówi, że większość księży posługujący
nie umieją czytać,
nie wiedzą po co są
przecinki, kropki,
znaki zapytania.
W czasie sprawowania Eucharystii
widać pośpiech,
najczęściej msza recytowana.
Mówi zmieniły się czasy
dawniej były kazania,
żywe Słowo Boże,
a dziś referaty.
Ma w tym
w stu procentach rację.

Wśród swych
dolegliwości wiekowych,
doznaje podwyższonego
ciśnienia,
to w kościach strzyknie,
to coś zaboli,
nocne spanie
przerywane siusianiem,
ale brak snu nocnego
zastępuje dzienną drzemką.
z gazetą albo z różańcem
w ręku.
Sam też mówi o sobie,
co na ogół się sprawdza,
„że jak się starzejemy
to i pobożniejemy.”
Bo i z żoną
Koronkę odmówią.
Wyznaje szczerze:
że szczęściem człowieka w życiu,
jest dożyć takich lat,
czyli poprawnie – starości.
Inaczej człowiek patrzy na świat,
na życie minione,
 jeszcze ma czas,
by Pana Boga przeprosić
za wszystko,
 co nie było tak
jak być powinno w przeszłości.

W pięknych słowach,
wyraża się o swojej kochającej
i kochanej żonie.
mówi krótko,
nie tylko jest towarzyszką życia,
ale czułą, ofiarną matką,
poświęcającą się dzieciom,
rodzinie,
„była i jest mi życia słońcem”.
Lepszego określenia
chyba na tej ziemi na ma.
I dla mnie kapłana,
z wiekiem tego pana
najpiękniejszym jaki widuję
widokiem,
jak idą razem, obok siebie
 pod rękę.

Warto było poznać,
niby tak przypadkiem
tego pana,
a okazało się w końcu
znajomością
bardzo budującą kapłana,
który w jego opowiadaniach
widzi dzieje
i swej liczniejszej rodziny,
by przyznać rację,
wszystkim nauczającym,
czym w życiu wierzącego
jest wiara,
jakie są skutki
zachowana Prawa Bożego,
zawartego
w 10-ciu Przykazaniach.

– – – – –

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *